Gary Leon Ridgway znany jest bardziej jako "Zabójca znad Zielonej Rzeki". Mężczyzna od młodzieńczych lat miał obsesję na punkcie prostytutek. Kiedy policja natrafiła na pierwszą z jego ofiar, przez pięć lat dreptała w kółko. Po zabiciu, w pochwach każdej z kobiet, zostawiał kamień. I to właśnie one, jego "podpis", stały się powodem przełomu w śledztwie. Na kamieniach specjaliści odnaleźli bowiem ślady spermy i wyodrębnili DNA. Badania wskazywały na Ridgwaya.Prawnicy tłumaczyli, że to odkrycie świadczy tylko o tym, że mężczyzna odbywał z zamordowaną stosunek, a nie, że pozbawił ją życia. Śledczy musieli więc szukać innych dowodów. Grupa specjalistów sprawdziła jeszcze raz odzież ofiar i sznury, którymi zostały uduszone. Odnaleziono na nich cząstki farby, które pochodziły z najnowszego lakieru pewnej firmy. Koncern natychmiast przesłał policji listę odbiorców swojego produktu. Okazało się, że największym klientem były zakłady, w których "Zabójca znad Zielonej...
rozwiń