Tak. Tutaj myśmy taką prognozę, która została zrobiona dla Polski przez Unię Europejską, skorygowali.
Bo tam mowa była o tym, żeby zobaczyć, czy na koniec roku dojdzie do 10%. Myśmy od razu powiedzieli, że jest niemożliwe.
Dlatego, że tak naprawdę pracownicy z Ukrainy - albo ten powiem deficyt i potencjalny deficyt to jest taka poduszka powietrzna, która weźmie na siebie te 200, 300 tysięcy potencjalnie miejsc pracy.
Na których pracowaliby Ukraińcy, gdyby Polacy wyjechali do Niemiec i na swoje standardowe prace sezonowe za granicę zachodnią.
Czyli mielibyśmy sytuację taką, w której ta poduszka by zadziałała. Ale jeżeli będzie taka sytuacja, że Polacy nie wyjadą, Ukraińcy nie przyjadą, to oczywiście polski pracodawca wybierze pracownika z Polski.
A to już widać, że Polacy nie wyjeżdżają?
Widać, że zaczynają wyjeżdżać. Natomiast te osoby, które dostały w Polsce i z racji koronawirusa w marcu, kwietniu na swoje standardowe takie umówione prace nie wyjechały.
Bez problemu znalazły pracę w tych miejscach - w tych fabryka na przykład gdzie w sektorze spożywczym nawet w małych miejscowościach było dużo ofert pracy właśnie dla Polaków.
Także ta gospodarka się tak jak akordeon troszeczkę zachowała i te przepływy, które nie są w ogóle nasze, tylko polityki twardej rządu ukraińskiego, ograniczyły ruch na granicy.
Tak naprawdę zrekompensowały nam bezrobocie, które by mogło wybuchnąć, a tak naprawdę bezrobocie marzec, kwiecień to jest wzrost chyba o 0,4%.
Gdzie rzeczywiście do tej pory obserwowaliśmy w trakcie sezonu spadek bezrobocia. Natomiast naprawdę jest to niewielki wzrost vs te prognozy ekonomistów, o których słyszeliśmy.